Naprzeciw depresji … cz.1

 

 

 

 

 

Starsza Pani, 87 lat. Cierpi na depresję. Do 80-tki jeździła rowerem i uprawiała z mężem działkę. Jak na swój wiek i możliwości była aktywna. Zawsze systematycznie rano, robiła ćwiczenia rozciągające. Kilka minut przy otwartym oknie przed śniadaniem.

Najpierw zmarł jej mąż. Dzieci przejęły działkę, ale nie uprawiały jej długo. Brak czasu i opłacalności. Tak mówiły. Potem ona miała operację na żołądek, gdyż pojawiły się wrzody. Po operacji nie mogła dojść do siebie. Poruszała się o lasce. Mówię rodzinie: Pani ma w domu rollator. Lepszy rollator. Będzie stabilniejsza, bo dwa razy już upadła.

Leżała w domu przez cały dzień patrząc w sufit. „Może to depresja …?”. Nie chciała wychodzić na spacer. Zakupy wykluczone. Była apatyczna, nie miała siły, by się sama umyć. Nie miała energii, by coś ugotować. Zaczęła mieć problemy z pamięcią. Po dwóch upadkach praktycznie potrzebowała pomocy 24 godzinnej. Nie potrafiła samodzielnie funkcjonować. Rodzina jakby nie rozumiała tego stanu. Kazała wziąć się jej w garść. A ona nie dawała rady z niczym. Gasła.

Na dodatek dzieci zaczęły kłócić się o spadek, o jej własnościowe mieszkanie. Rodzina zawsze była razem do czasu śmierci męża. Potem, gdy pojawił się problem opieki nad Panią ten, który dostał spadek, nie chciał się nią zająć. Najbliższa rodzina kłóciła się przy niej. Ona niewiele mówiła. Była smutna, zrezygnowana, przygnębiona. Nigdy nie pracowała zawodowo. Rodzina była dla niej najważniejsza. Teraz ta rodzina przez spadek się rozpadła.

Namówiłam rodzinę na wizytę z nią u neurologa. Neurolog mówił o demencji, a może to początek Parkinsona. Ręce jej się trzęsły. Dostała leki i książeczkę z ćwiczeniami na pamięć.

Rodzina w końcu zgodziła się też na wizytę u psychiatry. Lekarz stwierdził depresję. Pani dostała leki.

Na szczęście leki pomogły. Z tygodnia na tydzień Pani czuła się lepiej. Udało ją się namówić na wychodzenie na balkon. Rodzina marudzi. „Powinna wychodzić na dłuższe spacery!”. Ale ona nie chce. Wydaje mi się, że nie chce rozmawiać ze znajomymi i spotykać sąsiadów. Mieszka w bloku wielorodzinnym. Nie czuje potrzeby. Nigdy nie miała wielu znajomych. Mąż, dzieci, wnuki, prawnuki. Dla nich żyła. Mówię: Dobrze, że chce wychodzić chociaż na balkon, by pobyć na świeżym powietrzu. To już jest postęp. Pamięć też powoli, powoli powróciła.

Obecnie mieszka sama. Sama się myje i sama bierze kąpiel. Bierze przygotowane leki. Nie potrzebuje już 24 godzinnej opieki. Dzieci ją doglądają. Robią zakupy a ona sama gotuje i przygotowuje pozostałe posiłki. Dużo czyta. Rodzina podrzuca jej książki. Ktoś jeszcze marudzi, że mogłaby to i tamto. Mówię: Wasza mama ma 87 lat. Nie narzekajcie. I tak jest w dobrym stanie.

Jeżeli widzicie zmianę w zachowaniu u Waszego podopiecznego, obserwujecie długotrwałą zmianę jego nastroju, coś was niepokoi, rozmawiajcie z rodziną, z lekarzem. Namówcie podopiecznego na wizytę u specjalisty.

Jeżeli pracujecie z osobą starszą namawiajcie ją na codzienny spacer, nawet na 15-30 minut lub wyjście tylko na taras czy balkon. To nic, że najpierw trzeba jej pomóc się ubrać i trwa to 5-10 minut a po spacerze rozebrać. To jest nasza praca. Nam też przyda się ten spacer i świeże powietrze. A może warto pograć z podopieczną w szachy czy warcaby. Moja podopieczna chętnie grała w grę Memory. Znała wcześniej angielski i miałyśmy karty z angielskimi słówkami, szukałyśmy par. Przy okazji, ja też sobie poćwiczyłam. Oglądałyśmy wspólnie jej ulubiony serial „Gute Zeiten, schlechte Zeiten”. Mnie on nie interesował, ale oglądałam. Przy okazji ćwiczyłam niemiecki. Od czasu do czasu udawało mi się namówić podopieczną na przygotowanie obiadu. Nie miała chęci, ale mówiłam, że raz w tygodniu robimy wspólnie obiad. Robiłyśmy, choć miała masę wymówek: ból głowy, złe samopoczucie. Często sięgałam po jej stary album ze zdjęciami. Lubiła opowiadać o zmarłym mężu, o dzieciach i wnukach. Te opowieści już znałam. Ale pytałam na nowo, a ona opowiadała.

Myślę, że w naszej pracy trzeba mieć dużo cierpliwości i wytrwałości. Ćwiczę cały czas swoją cierpliwość. Nieraz jest mi trudno, ale znajduję pozytywne strony mojej pracy. Brak szefa nad głową, pensja, dłuższy pobyt w domu, przerwa w ciągu dnia, w której mogę umówić się z koleżankami-opiekunkami na kawę, czas na książkę, gdy podopieczna pójdzie spać. No i cały czas rozwijam swoją znajomość niemieckiego. To dla mnie ogromny plus. Nasi podopieczni chorują, potrzebują pomocy, pomóżmy im więc, na tyle ile umiemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.