Jest grudniowy poranek. Trochę mokro, jednak ja biegnę ulicami miasta i mijam krzątających się pracowników, którzy ozdabiają ulicę światłami bożonarodzeniowymi. Niemcy inaczej spędzają święta. To właśnie dzięki pracy w Niemczech uświadomiłam sobie, jak ważna jest tradycja i jak ważna jest zgodna rodzina, rodzina jako całość. Odwiedziny, wspólne rozmowy przy stole i wspólne spotkania zespalają i łączą.
U Doris święta to były normalne dni. Wigilii nie obchodziła. U niej to nawet w święta się sprzątało, odkurzało i prało. Tak jakby specjalnie robiła odwrotnie niż inni. Jakby robiła to na przekór wszystkim, robiła komuś na złość, sąsiadom (hałas przy praniu i odkurzaniu) czy opiekunce, która proponuje świętowanie lub sobie, by udowodnić, że to ona tu rządzi. Doris ma korzenie polskie. Męża Niemca. Jej charakter sprawił, że nie ma dobrych relacji z rodziną. Siostra przyjeżdża latem na dwie godziny i zaraz jedzie z powrotem. Nie warto mieć takich relacji. Nieraz bardzo dużo zależy od nas samych.
Moja C., chora na stwardnienie rozsiane, spędza święta zazwyczaj bez rodziny, tylko z opiekunką. Ma mamę (70 lat), która mieszka sama w innym mieście i mogłyby razem pobyć w święta, przynajmniej raz w roku. Mama jeszcze mobilna, pracuje zawodowo, prowadzi swoją przychodnię lekarską. Mama nie przyjedzie do C., bo woli spędzać święta z synem, synową i wnukiem. Dlaczego C. nie może jechać do mamy, choć teoretycznie zdrowie by jej na to pozwoliło? Bo mama nie ma podjazdu dla wózka inwalidzkiego w swoim jednorodzinnym domu. Mama, która ma prywatną posiadłość na jakiejś wyspie, mama – aktywny lekarz, właściciel prywatnej przychodni, nie zrobiła podjazdu dla swojej córki, która w wieku 25 lat (ma teraz 46 lat) zachorowała na stwardnienie rozsiane. Mam „gęsią skórkę” na rękach i ból w sercu, gdy o tym pomyślę. Brrr … . Nie tak powinno być.
W rodzinie Elizy (chorej na Alzheimera) było „zimno”, były chłodne relacje. Jej mąż, którym nie trzeba było się opiekować, potrafił „wbić szpilę w żebro”. Długoletnią tradycją w domu Elizy było to, że przed rozpoczęciem Adwentu, pewnego popołudnia, zbierali się jej znajomi i rodzina w jej domu i pletli wianki, wianki ze świerku lub jodły. Wianki te ozdabiało się później 4 świecami i wstążkami, symbolizującymi 4 tygodnie do rozpoczęcia świąt. Każdej niedzieli Adwentu zapalało się jedną świecę. Gdy Eliza i jej mąż byli młodsi, przychodziło do nich więcej znajomych. Wielu znajomych już nie ma. W czwartkowy wieczór, w którym ja byłam, przyjechała jego córka, przyszła pani, która pomagała w sprzątaniu w ich domu, był on i Eliza. Na Elizę burczał ten mąż od samego początku. Kiedy pletliśmy wianki przy stole była cisza. Było dużo gałązek świerkowych, ale mąż Elizy konkurował, bo chciał mieć najlepszy wianek i zabierał nam najładniejsze gałązki sprzed nosa. Śmieszne a zarazem tragiczne to było.
To była taka cisza, w której każdy bał się odezwać, bo Pan domu nie ma znów humoru. Taka sztywność, lęk przed słowną krytyką, oschłość i duży dystans. Lepiej więc się nie odzywać. „Nie o to w tym wszystkim chodzi”- myślę sobie. Chodzi o radość ze spotkania, z tradycji, zadumę, swobodę rozmowy, czekanie na święta ze spokojem w duszy i uśmiechem.
Mąż Elizy miał kiedyś własną firmę brukarską. Stresował się jej prowadzeniem i już w niedzielę po południu i wieczorem, dzieci (trzy córki) musiały chodzić na paluszkach, bo tata był zły i na nich krzyczał i warczał. A on był zły, bo od poniedziałku zaczynał pracę. Nie o to chodzi w życiu. Ta złość została mu do dzisiaj. Nieraz jak nawet córki przyjeżdżały i sobie gadałyśmy, rozmawiałyśmy, to jak byłyśmy same było luźno. Jak on był przy stole to one sztywniały. Nie tak powinno być w rodzinie.
W pierwszej wersji mojego planu pracy na grudzień powinnam pracować w święta. Wiedziałam już o tym w sierpniu. Oczywiście, chciałabym być w święta z moją rodziną, ale taką pracę wybrałam i jestem tego świadoma, że od czasu do czasu muszę spędzić święta w pracy z pacjentem. To jest jeden z „dużych i trudnych kosztów”, które musimy ponieść pracując w tej branży za granicą. Plan był, ale pomyślałam, że plan zawsze można zmienić. Postanowiłam, że zaproponuję rodzinie pacjentki, by na półtora dnia mnie zastąpili, zastąpili mnie na czas Wigilii i w Pierwszy Dzień Świąt. Koszty dojazdu do domu i z powrotem poniosłabym samodzielnie. Byłam w stanie przejechać 500 km w jedną stronę do Polski 24 grudnia, dojechać na samą Wigilię i wrócić rankiem do Niemiec w Drugi Dzień Świąt.
Spokojnie doczekałam do listopada. Kiedy z pacjentką poruszyłyśmy temat świąt i ja na nowo opowiadałam jej o naszych zwyczajach, podjęłam temat wolnej Wigilii i Pierwszego Dnia Świąt. Pacjentka wie, jak ważna jest dla mnie rodzina. Wie, że ze względu na rodzinę pracuję w systemie dwa na dwa tygodnie. Plusem dłuższej pracy z jednym pacjentem jest to, że on i jego rodzina mnie znają, ja znam ich i jeżeli coś się dzieje u nich czy u mnie, oni o coś poproszą i ja o coś poproszę to jesteśmy w stanie się porozumieć. Wcale nie jest tak, że z Niemcami nie można się dogadać.
Porozmawiałyśmy z rodziną pacjentki i ta stwierdziła, że bez sensu byłoby, żebym robiła ponad 1 000 km, po to, być być w domu tylko półtora dnia. Ustaliliśmy, że oni przyjadą tuż przed świętami i zajmą się wszystkim, pojadą po świętach a ja będę mogła w spokoju dojechać i spędzić te święta z rodziną. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Jednak Sylwester znów w pracy. Ale co tam. Przeżyjemy.
Wigilia w niemieckich domach nie jest tak uroczysta jak w Polsce. Jest skromniejsza. Często jest to zwykła kolacja lub specjalnie zrobiona sałatka ziemniaczana, pieczone kiełbaski czy ciasto . W Pierwszy Dzień Świąt jest zazwyczaj pieczona kaczka zfaszerowana owocami i czerwona kapusta na ciepło. Z moich obserwacji wynika, że Niemcy nie są tak gościnni jak my. Dzieci zazwyczaj przyjeżdżają na kilka godzin i zaraz jadą. Nie słyszałam, by śpiewali kolędy.
Rozejrzyjmy się wokół, rozejrzyjmy się po swoim wnętrzu i pomyślmy, jakich świąt życzylibyśmy sobie i swojej rodzinie. Nawet jak w te święta musimy pracować.
Trudno jest nam opiekunom spedzać święta poza domem. Ale wiem też, że nieraz pacjenci zgadzają się, by partner czy mąż, syn czy córka opiekunki przyjechali na ten czas do Niemiec.
Jest jeszcze inna możliwość. Jeżeli rodzina przyjedzie do pacjenta na kilka godzin w czasie świąt, a opiekunka ma wtedy wolne, jest możliwość, by partner czy członkowie rodziny dojechali do miejscowości, w której opiekunka pracuje, przenocowali w wynajętym pokoju i spotkali się z nią w wolnym czasie, choć na kilka godzin, przy okazji zwiedzając Niemcy. Jest to jakieś rozwiązanie.
Czy ja pojechałabym do męża, gdyby pracował za granicą, po to by spędzić z nim na przykład dwie godziny w Wigilię i kilka godzin Pierwszy Dzień Świąt? Tak, pojechałabym i wszystko bym zorganizowała.
Jeżeli jednak musimy być przy pacjencie, miejmy telefoniczny kontakt z rodziną lub kontakt przez inny komunikator. To ważne. Jak dobrze, że są takie możliwości.
Jest czas przedświąteczny. Może warto zostawić myśl o perfekcyjnie wysprzątanym domu, mnogości dań świątecznych a skupić się na sobie i swoich relacjach rodzinnych.
Ku przemyśleniu … . Pozdrawiam serdecznie.
Dla mnie rodzina stoi na pierwszym miejscu i nigdy za żadne pieniądze nie spędzę świąt w Niemczech.
Dziękuję za ten komentarz Marylka. Rozumiem Cię doskonale. Pozdrawiam prawie świątecznie :).
Ja także. I żadne racjonalizacje mnie nie przekonują… To smutne spędzać święta z obcymi.. nawet gdy nie ma się własnej rodziny .. a może właśnie szczególnie wtedy 🙁
Pozdrawiam prawie świątecznie 🙂