Dużo się działo ostatnio w moim życiu zawodowym. Po urlopie z nowymi postanowieniami zaczęłam bardzo intensywnie rozglądać się za nową pracą. Ponad dwa lata temu po rocznej pracy z osobą starszą, powróciłam myślami sprzed dwudziestu lat i poczułam, że dobrze czułabym się w pracy z osobami niepełnosprawnymi. Kiedyś po maturze ktoś mi odradził studia pedagogiki specjalnej a potem pracy z osobami niepełnosprawnymi. Ten ktoś był dla mnie autorytetem, osobą, która od lat pracowała w tzw. szkole specjalnej i posłuchałam, porzuciłam temat. Czy dobrze? Temat powrócił po 25 latach.
Pijąc pewnego dnia kawę w jesienny dzień w przerwie mojej pracy z seniorem, pomyślałam, że z ludźmi starszymi zdążę jeszcze w życiu popracować, a teraz chciałabym popracować z ludźmi młodszymi. A że lubię Niemcy to zaczęłam orientować się, czy potrzebne mi jest wykształcenie, by móc tu wykonywać zawód wychowawcy osób niepełnosprawnych. Z zawodu jestem nauczycielem. Okazało się, że mogę być asystentem osoby niepełnosprawnej bez określonego wykształcenia. Wystarczy mi gotowość do pracy, zrozumienie, empatia, życzliwość, dobra znajomość niemieckiego w mowie i piśmie, by mieć szansę na pracę. Właściwie warunki spełniałam.
Z racji tego, że dzielę swoje życie między Niemcami a Polską (moja rodzina jest w Polsce), chciałam pracować w bloku systemowym: kilka dni pod rząd 24 godziny na dobę a potem wolne. Pomyślałam, że skoro jako opiekunka pracuję dwa na dwa miesiące (dwa miesiące pracuję a potem dwa miesiące mam wolne) to może jest możliwość pracy z osobą niepełnosprawną dwa na dwa tygodnie. Firmy polskie, które zatrudniają opiekunki, nie miały takich ofert pracy. Nie znalazłam też takiej pracy startując w firmach niemieckich. Coś tam było, ale nie było to dla mnie korzystne ani logistycznie ani finansowo. Dlatego zatrudniłam się w firmie w Berlinie i pracowałam do końca sierpnia w zmianach 8-, 12-, 24- godzinnych. W miesiącu miałam wolnych 8, 10 dni. W dni wolne jechałam do Polski, gdyż mieszkam niedaleko granicy polsko-niemieckiej.
Ale jakoś ciągle chodziła mi myśl, że może mogłabym pracować inaczej. Chciałam wykorzystać maksymalnie swój czas w Niemczech, pracować 24 h, a później mieć więcej dni wolnych. Widziałam oferty osób prywatnych niepełnosprawnych, u których byłaby możliwość pracy nawet tylko 7-9 dni w miesiącu 24 h, ale albo byłam za niska, albo osoba, która byłaby w przyszłości moim pracodawcą, nie wydawała mi się osobą wiarygodną. Dużo ofert byo z południa Niemiec, a jazda samochodem 8-9 godzin w jedną stronę nawet tylko dwa razy w miesiącu nie za bardzo mi odpowiadała.
I już chciałam porzucić te poszukiwania i zostać w mojej firmie na stałe, z której byłam ogólnie zadowolona. Ale po urlopie zawzięłam się. Pomyślałam teraz albo nigdy. Wysłałam wiele CV i znalazłam to czego szukałam.
Fajnie. Pracuję 14 dni w miesiącu 24 h. z osobą niepełnosprawną. Dojeżdżam ok. 4-5 godzin w jedną stronę. Z wynagrodzenia jestem zadowolona. Jestem zatrudniona przez firmę, więc mogę mieć różnych podopiecznych. Opiekuję się nimi w ich domu, mam swój pokój i jestem do dyspozycji 24 h.
Jak jest w takiej pracy? Na początku odczuwałam ogromne zmęczenie, ból pleców, czułam potrzebę spania. Zasypiałam, jak tylko moja podopieczna była w łóżku. Praca od samego rana do wieczora, z przerwą 1-2 godzinną w środku dnia, ale bez możliwości wyjścia z domu. W nocy też muszę być gotowa w każdej chwili do pomocy. Ale teraz już się przyzwyczajam, ćwiczę, by wzmocnić mięśnie nóg i pleców, wykorzystuję wizyty ergo-, fizjoterapeutów u podopiecznej i wychodzę z domu, nawet na 20 , 30 minut. A to uczucie kiedy już jadę do domu po 14 dniach jest bezcenne.
Jest dobrze. Jestem zadowolona i kurcze :), lubię tę pracę. Pozdrawiam czytaczy. I chcę dalej być tu, na blogu.