Mój dzień z C.

Jest czwartek i mój ostatni pełny dzień pracy z C., chorą na stwardnienie rozsiane. O niej pisze tutaj.

O 4.55 obudził mnie jej dzwonek. Zwlekam się z łóżka, bo zasnęłam dziś dopiero ok. 2.00. Nie mogłam zasnąć. C. chyba też źle spała, bo słyszałam, jak włącza i wyłącza radio. Naciągam bluzę i z niepokojem „lecę” do jej sypialni. Rzadko C. budzi mnie o tej porze. Oby się nic nie stało, myślę w przelocie, bo przecież jutro w południe kończę dyżur.

Wchodzę. C. leży w łóżku. Uff. To dobrze. Kilka razy C. przewróciła się w ubiegłym roku i trochę się poobijała. C. mówi, że czuje, że się zmoczyła i chce do łazienki. Oglądam piżamę, pieluchę. Sucho. Ale nic. C. mimo wszystko chce do łazienki. W łazience, mimo że spodnie od piżamy są suche, ona przekonuje, że są mokre, więc je przebieram. Nie chcę się z nią kłócić i od rana przekonywać ją o swojej racji. Przekonałam ją tylko, by wróciła do łóżka. Jest po 5-tej. Kładę się, ale sen już nie przychodzi.

C. wstaje punktualnie o 7.00, naciąga na siebie bluzę i jedzie do pokoju ćwiczeń. Jeździ na stacjonarnym rowerze oraz ćwiczy nogi i ręce ok. 30-40 minut. Ja w tym czasie robię swoją poranną toaletę. Przed 8.00 idę do kuchni, by przygotować śniadanie. C. standardowo je 2 kromki ciemnego chleba z dżemem, a do tego pije herbatę pomarańczowo-imbirową. Ja tym razem jem płatki z bakaliami, jabłkiem i mlekiem kokosowym. Dziś C. trzęsą się ręce bardziej niż zwykle. Zazwyczaj smaruje sama chleb masłem. To jest też takie codzienne ćwiczenie dla niej. Dziś nie daje rady. Pomagam. Ale ona już się „nakręca”: że słabnie, że zaraz nie będzie mogła wstać, że nie daje rady, że będzie roślinką … . Oddycham głęboko i uspokajam ją. Tłumaczę, że dziś przecież źle spała. Zresztą ja też dziś wyjątkowo nie mogłam spać. Taki dzień. C. wpada w panikę za każdym razem, jak nie daje rady wykonać czynności, które dotychczas wykonywała. Najczęściej wtedy płacze.

Po śniadaniu zmywam (zmywarka zepsuta:)) i jedziemy do łazienki na poranną toaletę. C. sama się myje przy umywalce. Najpierw zęby, potem twarz tylko zimną wodą, górę ciała ciepłą. Potem się kremuje. Podaję jej tylko pastę do zębów, myjkę, mydło do ciała i krem. Mówię: „Widzisz i dajesz radę”. Uśmiecha się. Potem miejsca intymne. Nogi też tylko zimną wodą. Tak chce. Ona myje i kremuje nogi a ja stopy.

Pomagam jej się ubrać. No i zaczyna się. Te spodnie, które wybrała dzień wcześniej jej się nie podobają. Nie pasuje jej do nich bluzka. Jedziemy do szafy. „To Ci pasuje?”, „Nie”. „A te spodnie?”, „Też nie”. A te, może te, a tamte? Już to znam. C.nie może się zdecydować. To jej się nie podoba i tamto też nie. W końcu histeryzuje, że ma same brzydkie rzeczy, nie ma co na siebie włożyć, jest do niczego itp. Płacze, znowu płacze i krzyczy. Moje gadanie nic nie pomaga. Wychodzę do kuchni. Muszę. Biorę kubek z herbatą, patrzę przez okno na ulicę. Wyłączam się. Biorę znów kilka głębokich oddechów. Liczę: 5 wdechów, na 2 wstrzymuję powietrze, 5 wydechów. I jeszcze raz i jeszcze. Płacz C. cichnie. Jest spokój. Jeszcze kilka łyków herbaty i kilka głębokich oddechów. Pomagają. W takich sytuacjach, nie wiem w jaki sposób, pomaga mi też, gdy powtarzam w myśli trzy słowa „Spokój, harmonia, równowaga”. Jestem spokojna. C. przyjeżdża do kuchni z pierwszymi spodniami. Ubieramy je. Już są dobre i pasują. C. przeprasza. Rozmawiamy o tym, że pomógłby jej psycholog. Jeżeli nie ma odpowiedniego w tym małym mieście, w którym ona mieszka, możemy spróbować znaleźć jakiegoś przez skype.

Te sytuacje znam ja, zna jej mama, która jest lekarzem, jej przyjaciel, znają opiekunki, zna je lekarz rodzinny. Należą do jej choroby. Ja myślę, że pomógłby jej psycholog. Bo ma ergo-, fizjoterapeutę. Dlaczego nie ma psychologa? Nie mogę tego zrozumieć i jej namówić. Jestem nową opiekunką.

Dziś przychodzi ergoterapeuta na 20 minut. Ja wychodzę na szybki spacer. Świeże powietrze i trochę ruchu dobrze mi robią. Potem o 12.30 obiad. Po obiedzie ja zmywam, a C. kładzie się na 1,5 godzinki. Ja mam wolne. Pakuję rzeczy i czytam.

O 15.10 C.ogląda swój serial „Sturm der Liebe” na ARD. Popołudnie przebiega w miarę spokojnie. O 16.00 kawa z jogurtem naturalnym, owocami i łyżką oleju lnianego. Ja jem owoce. Potem ona wykonuje jeszcze kilka ćwiczeń przy sztandze. Ja tylko asekuruję. Jest już dobrze. Jest już spokojnie. C. siada przed komputerem. Czyta swoje e-maile. Gra w memory. Potem rozmawia z mamą i przyjacielem przez telefon. Ja w tym czasie ogarniam mieszkanie, bo jutro zdaję dyżur.

O 18.30 kolacja. C. lubi moje surówki z sałaty, marchewki, pomidora, ogórka. Pomaga kroić pomidory i rwać sałatę. Do tego podprażony na patelni słonecznik i sos vinegret. Dziś C. chce jeszcze jajko sadzone. Robię. Jemy kolację. Rozmawiamy o dzisiejszym dniu.

To jest dobra dziewczyna, ale chora. Zna następstwa swojej choroby. Boi się. Czy namówię ją na psychologa? Lekarz rodzinny jej nie namówił. Dlaczego się tak upiera? Tak, uparta to ona jest.

Po kolacji pomagam jej się umyć i ona przebiera się w pidżamę. O 20.00 ogląda niemieckie „Wiadomości”. Po wizycie pani z Pflegedienst, która stosuje „Kurzkatheter”, czyli taki cewnik, który pozwala jej przespać noc, bez wychodzenia do toalety, C. kładzie się spać.

A ja jutro do domu! Hurra!

2 thoughts on “Mój dzień z C.

Skomentuj Bozena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.