Być „starym” w młodości

Czy znacie osoby, które są młode, a które zachowaniem, charakterem, stylem bycia, przypominają starszych ludzi. Nie chcę tym wpisem ujmować osobom starszym ani umniejszać osobom niepełnosprawnym. Moje obserwacje dotyczą sfery zawodowej a pracuję obecnie z osobami niepełnosprawnymi fizycznie, poruszającymi się na wózku od urodzenia lub muszących poruszać się na wózku z powodu choroby. Pracowałam również z osobami starszymi. Wpis powstał w wyniku moich obserwacji.

Biegając ostatnio w sobotę pomyślałam, jak wiele zależy od nas. Od nas samych. Od ciebie, ode mnie. Naprawdę. Wiedziałam o tym, pisałam o tym. Ale dotarło to do mnie w sobotę podczas porannego biegania z Wielką Mocą. Dotarło do mnie, że pracując z osobą młodą 25-30 letnią mam wrażenie, że pracuję z osobą starszą mentalnie o 30-40 lat. A kiedy rozmawiam z osobą 85-letnią (mam taką koleżankę :)), mam wrażenie, że rozmawiam z równolatką. Nie, nie przesadzam. Zaczęłam to w głowie przerabiać na dyżurze z moją Młodą pacjentką. I do takich wniosków doszłam.

U Młodej ostatnio, czy jestem asertywna, czy nie, czy rozmawiam, czy nie rozmawiam, czy ustalam, czy nie, czy idę na kompromis, czy nie. Obojętnie. W niektórych przypadkach osób nic to nie daje. Po prostu. Z niektórymi osobami nie da się pracować i przebywać z nimi 24 h. No nie da się. Wtedy mamy wybór: albo się męczyć, dalej pracować i czuć się źle w pracy albo odejść, zrezygnować z pracy z pacjentem. Poprosić firmę o zmianę pacjenta. Koleżanka kiedyś chciała wytrzymać i sama nabawiła się problemów zdrowotnych. O tym piszę tutaj. A widocznie pacjentka musi nauczyć się na swoich błędach. Zrozumieć swoje postępowanie i zachowanie. Już i tak ciągle zmienia jej się zespół. Już i tak albo ona nie pasuje komuś, albo ktoś jej. Gdy się okaże, że już nie będzie osoby, która w ogóle będzie chciała z nią pracować, nawet nie będzie chciała jej poznać i zrobić u niej kilka dni próbnych, wówczas będzie myślała nad zmianą swojego postępowania.

Młoda odkąd zrezygnowała z pracy, zaczęła się zajmować sprawami innych ludźi. Manipuluje, mąci, miesza, skłóca, bywa złośliwa. Humor jej się zmienia z godziny na godziny i zależy od tego, co kto jej powiedział, napisał na facebooka lub w e-mailu. Od dawna nie ma wśród niej osób, które są na stałe jej przyjaciółmi i znajomymi. Przychodzą i odchodzą, tak jak opiekunowie. Pracuje u niej od 1,5 roku. Poznałam ją, gdy była aktywna zawodowo, znam ją teraz, gdy jest niaktywna. Powiem Wam, to wielka różnica w mentalności. Niektórzy muszą pracować, żeby dobrze funkcjonować w spoleczeństwie. I tyle. Znacie ludzi starszych, którzy swoje życie oddają w ręce INNYCH? Żyją ich życiem. Wtrącają się do życia dzieci, pouczają, mącą, mieszają, skłócają …Ech.

Czy nie szkoda życia, by zajmować się sprawami innych? Hejtując, plotkując, oddajemy swój cenny czas własny INNYM. Przecież życie jest tak cenne i szybko przemija. Po co ranić?

Jedynym wytłumaczeniem na takie zachowanie jest choroba. Wiem, moja Młoda jeździ na wózku inwalidzkim od urodzenia. Gdybym nie znała jej wcześniej wytłumaczeniem jej zachowania mogłaby być niepełnosprawność. Ale poznałam ją wcześniej i poznałam ją dobrze.

Stan ducha i charakter nie zależą od wieku. Gdy upływają lata nasz umysł funkcjonuje mniej sprawnie a ciało może niedomagać.Ale swoją duszą, swoim sercem wciąż jesteśmy młodzi.

Spotkałyście się z osobami starszymi na emeryturze, którzy bardzo zwracają uwagę na porządek? Ma być pedantycznie, nieskazitelnie, wszystko ma stać zawsze na swoim miejscu. Gdy Twoja starsza pacjentka pracowała, miała dzieci, rodzinę, nie miała czasu na ciągłe sprzątanie, ustawianie, mycie, polerowanie. A teraz upatruje swój cel w życiu w nieskazitelnym porządku w jej mieszkaniu. Tylko teraz nie robi tego własnymi rękoma, tylko chce naszymi, rękoma opiekunów. Czyż nie szkoda życia, by życie „oddawać” otaczającym nas przedmiotom?

Znacie ze swojej pracy starszych, którzy liczą pieniądze do samego centa. Oszczędzają nadmiernie, rezygnują po części z siebie, by mieć poczucie, że ma się w „skarpetce”. Albo oddają misternie zaoszczędzone pieniądze dzieciom. Po co? Na co? Kiedy zaczną żyć?

Znacie również osoby, które nadmiernie skupiają się na swoim zdrowiu. Nie mają siły już biegać po lekarzach, więc wzywają lekarza do domu. Ty wiesz, że nic nie jest pacjentowi, a musisz dzwonić, bo pacjent narzeka na zdrowie. Boli go i tu i tu. Trzeba zadzwonić na prośbę pacjenta, bo rzeczywiście coś mu może być. Lekarz przyjeżdża i nic. Taka sytyuacja powtarza się. Lekarz nie ma cierpliwości, wy też. A gdy naprawdę coś mu dolega, ty już naprawdę nie wiesz, czy ktoś udaje czy nie. Lekarz też myśli, że to kolejna próba symulacji,  zwrócenia na siebie uwagi. I co jeszcze? Taki pacjent staje się roszczeniowy. To mu się należy, ten lekarz źle mnie potraktował, ratownik medyczny tak samo.

Taka jest inna młoda M., ona skupia swoją uwagę na nieskazitelnym porządku. Co z tego, że pracuje zawodowo. Przyjeżdża po 5 godzinach pracy i zaczyna wymyślać. Nudzi się. A gdy brakowało jej 20 centów, godzinę analizowała wydatki. Mówię M.: „Masz, ja Ci dam te 20 centów. Zostaw to”.

Młoda M. nie dzwoni po lekarzach, dzwoni na infolinię, bo ciągle, rzekomo, ma jakiś problem z laptopem lub z komórką. Już ją tam znają wszyscy. M. jest bardzo samotna. Ma rodzinę teoretycznie. Nie ma znajomych i przyjaciół.

Mojej C., chorej na stwardnienie rozsiane (SM), żyłoby się lepiej, gdyby zaakceptowała swoją chorobę. Nie zaakceptowała jej. Choruje już ponad 20 lat. Jeździ na wózku inwalidzkim. Jest w większości niezadowolona. Z opiekunów, lekarzy, rehabilitantów, ze spacerów, znajomych itp. Jest przede wszystkim niezadowolona z siebie. Psychicznie zmęczona życiem. A psychika jest ważna w chorobie.

Jest też pacjent starszy od C. o 10 lat. Też chory na SM. Podobne dolegliwości, inne podejście. Jest pogodny, uśmiechnięty i życzliwy. Docenia każdą chwilę życia. Gdy się z nim rozmawia, przebywa, zapomina się, że jest chory.

Moja 85-letnia koleżanka, którą poznałam, dzięki mojej pacjentce, jest tak pełna życia, młoda duchem, mimo trudnych przejść, że poświęcę jej osobny wpis. Znam kilku fajnych, starszych ludzi, przy których znika bariera wieku.

Rozważmy: jacy my jesteśmy? Wspierający czy obciążający innych? Zajmujący się sobą i swoimi problemami, czy innymi i ich problemami? Czy chętnie jesteśmy odwiedzani czy rodzina i znajomi stronią od nas?

3 thoughts on “Być „starym” w młodości

  • 12 lutego, 2019 o 9:05 pm
    Permalink

    Witaj Krysiu!
    Poruszyłaś w tym wątku bardzo dużo ważnych spraw, że nie wiem od czego zacząć. Otóż zgadzam się z Tobą, że wśród nas są i tacy, którzy będąc w młodym wieku zachowują się jak staruszkowie, i tacy, którzy bez względu na metrykę, doświadczenia życiowe, troski i zmartwienia pozostają ” młodzi duchem”. Spotkałam na swojej drodze jednych i drugich. Moje spostrzeżenia wzięły się stąd, że lubię obserwować ludzi, analizować ich zachowania, czasami je tłumaczyć. Moje spostrzeżenia wzięły się z życia po prostu. Nie zajmuję się zawodowo osobami chorymi czy niepełnosprawnymi, a często w przeszłości zastanawiałam się skąd w niektórych osobach, z którymi przyszło mi się zetknąć w życiu, jest tyle zła, złośliwości, jadu, wtrącania się w sprawy innych, nietolerancji. Nie było ich wielu, ale niestety pojawiły się takie osoby. I niestety z moich doświadczeń wynika, że niezależnie od tego ile się tym osobom ofiaruje dobra, życzliwości, serca, niezależnie od tego ile ofiaruje się im czasu, – nie jesteśmy w stanie ich zmienić! Wiele razy zastanawiałam się dlaczego tak się dzieje i doszłam do takiego wniosku: powodem jest deficyt miłości- być może wyniesiony z dzieciństwa. Powodów może być oczywiście więcej jak np. choroba czy kalectwo, ale przecież jedno nie wyklucza drugiego. W momencie gdy dokonałam tego odkrycia zdałam sobie sprawę jakim jestem szczęśliwym człowiekiem, ile zawdzięczam moim rodzicom, jakie solidne podwaliny od nich otrzymałam.
    Mam jeszcze jedno spostrzeżenie, mianowicie zauważyłam, że osoby starsze, które były aktywne zawodowo, które musiały się przez lata odnaleźć w jakiejś społeczności, być może dostosować troszkę do niej, są znacznie bardziej wyrozumiałe, zgodne, życzliwe, mają szersze horyzonty i są takie właśnie „młode duchem”, w przeciwieństwie do ich niepracujących rówieśników. Oczywiście zdarzają się wyjątki!
    To tyle moich spostrzeżeń tak na gorąco.
    Ciekawa jestem Twojej opinii Krysiu oraz innych osób, pozdrawiam cieplutko

    Odpowiedz
  • 13 lutego, 2019 o 6:05 pm
    Permalink

    Tak,tylko na starsza osobe mowia wowczas-dzidzia piernik”albo -„udaje nastolatke”

    Odpowiedz
    • 13 lutego, 2019 o 7:36 pm
      Permalink

      Moim zdaniem bardziej tutaj chodzi o „młodość” mentalną, czyli w sposobie myślenia, zachowania (chodzi o dojrzałość emocjonalną), o rozwój w oparciu o poznawaniu czegoś nowego, o swoje zainteresowania i zajęciu się sobą. Nigdy nie nazwałabym takich ludzi w ten sposób.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.