Co robię, gdy pacjentka jest niemiła, „rani” słowami, jest drażliwa i chce się na nas „powyżywać”?
To, że lubię swoją pracę i piszę o niej w pozytywnym kontekście, to nie znaczy, że zawsze jest tak pięknie i „różowo” a ja jestem uległa, znoszę z uśmiechem humory i nieuprzejmość pacjentów.
Zawsze mówiono w pracy, że jestem konkretna. W szkole (pracowałam jako nauczyciel) mówiono, że jestem zasadnicza. „ OOO, zdajesz egzamin u tej pani? To masz przechlapane. Ta to jest zasadnicza”.
Mam teraz dyżur u Młodej, o której pisałam już tu. Młoda od urodzenia jeździ na wózku inwalidzkim i ma swoje dolegliwości. Już witając się z nią po przyjeździe poczułam, że coś jest nie tak. „Chłód, dystans…”. Zmienniczka przekazuje mi obowiązki. Żegnamy się i zostajemy z Młodą same. Zawsze, gdy przyjeżdżałam piłyśmy najpierw kawę lub herbatę a ona opowiadała, co się u niej wydarzyło.
Jednak tym razem Młoda chce zostać w swoim pokoju. „Ok”-myślę.” Żaden problem.”. Kolacja, śniadanie a ona strzela minami, jest małomówna … . Niby nic. A jednak coś się dzieje. Znacie takie sytuacje w waszej pracy również ze starszymi pacjentami? Pracuję i pracowałam z różnymi pacjentami, z młodszymi i starszymi. Schemat jest podobny.
Często myślimy tak: „A to gówniara, strzela fochy a mogłabym być jej matką”, „Na co ona sobie pozwala?” lub „kręcimy sobie filmy”, czyli projektujemy myśli typu: „Pewnie coś jej ostatnio powiedziałam. Pewnie mnie źle zrozumiała”, „ A może zmienniczka coś na mnie nagadała”, „A może już nie chce, bym z nią pracowała”.
Teraz to zostawiam. Daję czas. Czekam. Jest „cisza”, która w takich sytuacjach może niektórych męczyć. CISZA może być jednak uzdrawiająca. Jeżeli pacjentka odpowiada lakonicznie, niecierpliwie, nie ma co się narzucać. Nietóre opiekunki nadrabiają wtedy za dwie i gadają, gadają, gadają … . Mnie cisza nie przeszkadza. Przy Młodej jest nawet lepiej, bo ona należy do tych bardzo gadatliwych.
Ale kiedy na drugi dzień Młoda od rana zaczyna „fukać i prychać” i jest nieprzyjemna, nieuprzejma, reaguję od razu.
W świecie jest dualizm: dobro i zło, sukcesy i porażki, dobre i złe dni. Wiem o tym, że bardziej doceniamy zdrowie po chorobie a dobrego przyjaciela doceniamy bardziej, gdy go stracimy. My też mamy w sobie tę dobrą stronę naszej osobowości i tę „złą”, niektórzy nazywają ją „cieniem”.
Odczuwam gniew i złość, gdy ktoś bezwzględnie przekroczy granicę przyzwoitości i kultury w pracy. Miałam kilka przypadków, kiedy musiałam zareagować od razu, bo pacjentka próbowała się „wyżywać”. Mam wrażenie, że nieraz pacjenci nas testują, na ile mogą sobie z nami pozwolić. Tak jak uczniowie w szkole testują nauczyciela. Kiedyś raz i drugi i trzeci zareagowałam agresywnie słownie, „wyszłam z siebie i stanęłam obok”. Ale agresja budzi agresję. Myślimy, że jesteśmy uważani za pewnych siebie, gdy jesteśmy aroganccy, nieomylni, agresywni czy apodyktyczni. Pacjenci też tak myślą o sobie. Bywało, że odpuszczałam, ale to z kolei była uległość.
Ale wypraktykowałam, że to nie jest dobra droga. Relacje później są fatalne. Ale też złości, buntu, gniewu, rozgoryczenia, rozczarowania, niezrozumienia (nasz „cień) nie ma co w sobie dusić, bo ona aż „kipi” z nas. Mówimy „Nie, nie, wszystko jest w porządku”, a wewnątrz kłębią się myśli „Już tego dłużej nie wytrzymam, nienawidzę jej, nienawidzę tej pracy, co ja tu robię. To gówniara, mogę być jej matką”. A w końcu „Jestem do niczego, nie umiem znaleźć pracy w Polsce, dlaczego brak mi sił, bym mogła coś zmienić …itd.”. Często wybuchamy a później żałujemy, bo agresja, która się w nas nazbierała, wylewa się w najmniej odpowiednim momencie z podwójną siłą. A kłębione myśli i emocje dołują, męczą i odbierają siły.
No dobrze, ale jak zareagować w takich sytuacjach z pacjentami, żeby nie podnosić głosu, nie wyprowadzić się z równowagi, nie żałować słów, które się wypowiedziało i żeby dać jasny komunikat pacjentowi, że to mi się nie podobało, to mnie uraziło i to mi przeszkadza w naszych relacjach.
ROZMAWIAM i reaguję asertywnie. Uczę się wciąż asertywności, czytam na ten temat książki i wprowadzam w życie ćwicząc ją w trudnych rozmowach. Dużo się o niej mówi, czyta, trudniej ją zastosować w życiu, w naszej pracy, w codzienności. Kiedyś ratowałam się konkretnością w pracy, zasadniczością a teraz asertywnością. Ona pozwala mi szanować własne granice i granice drugiego człowieka.
Proponuje się, by mówić drugiej osobie od razu o swoich emocjach: „Jestem zła”, „zdenerwowana”, „rozczarowana”, „zaniepokojona”, „czuję się zraniona”, „zawiedziona”, „Jest mi przykro”, Czuję się zlekceważona”, wtedy gdy Ty …. i tutaj opisać konkretną sytuację, ale również wypowiadać się: „Nie zgadzam się”,”Oczekuję przeprosin”, „Chcę”, „Lubię”, „Przepraszam”, „To jest dla mnie ważne”, „Decyduję się”, „Jestem odpowiedzialna”.
Proponuje się, by nie mówić: zawsze i nigdy:„Bo pani zawsze się mnie czepia, nie wiadomo o co. Inne tak robią i pani nic nie mówi.”, „Bo ty zawsze się spóźniasz” . Trzeba odwoływać się do konkretnej bądź konkretnych sytuacji, która się wydarzyła. Asertywność to dla mnie trudna sprawa. Robię to może nieraz nieudolnie, nieraz dużo mnie to kosztuje, ale warto, bo są efekty. Nieraz rozmawiam od razu, nieraz muszę poczekać, jak emocje opadną.
Dokończę sytuację z Młodą. Rozmawiałam z nią od razu, gdy powiedziała kilka nieprzyjemnych słów za dużo. Powiedziałam, że jestem rozczarowana, że tak zareagowała przed chwilą. Oczekuję, że w sytuacji, kiedy coś jej nie pasuje w naszych relacjach powie to w sposób kulturalny.
Powiedziała, że jest zła, bo jestem u niej krócej niż było to ustalone w planie i że pewnie już nie chcę z nią pracować („kręci sobie filmy”). A prawda jest taka, że firma zmieniła mi plan, ktoś jest chory a ja muszę jechać jeszcze przed świętami do innej pacjentki. Mnie zastąpi u niej ktoś inny. Firma jej nie poinformowała o zmianie. Takie nieporozumienie. Ale pewnie też tak macie w pracy, że drobnostka urasta do rangi wielkiego problemu. Coś ktoś i buuuch…! Kłótnia.
Niby Młoda się wytłumaczyła, przeprosiła, ale „dystans i chłód” pozostał. Coś ją ewidentnie „gryzie”. Tak mogę stwierdzić po dyżurze. Ale relacje są na poziomie a czas pokaże, czym ona się tak naprawdę przejmuje. Pracuję z nią półtora roku. Może to już zbyt długo dla niej. Ona nie lubi stałości a ja jestem jedyną stałą osobą w jej zespole. Każdy zespół składa się u nas z 2-3 osób, pracujemy po ok. 2 tygodnie. Wielu opiekunów przywitałam, wdrożyłam i pożegnałam. Z racji niepełnosprawności Młodej, trudnego dzieciństwa, dolegliwości, nawyków uchodzi za tzw. „trudną” pacjentkę.
Młoda pracowała zawodowo do września. Zrezygnowała z dobrej pracy. Nie dogadywała się z szefem. Teraz jest w domu. Mimo, że mówi, że się nie nudzi i świetnie się czuje w domu, to widzę, że jest drażliwa, uciążliwa i czepia się wszystkich i wszystkiego.
Staram się pacjentów traktować z szacunkiem, czy są starsi, czy młodsi ode mnie. Nie ma różnicy.
Asertywny komunikat pozwala mi utrzymać szacunek do samej siebie, stawiać twardą granicę. Najbardziej martwią mnie jednak sytuacje, w których drobnostki urastają do rangi wielkiego problemu.
Czy przyjadę tu jeszcze ponownie? Czas pokaże. 🙂 A ja idę dalej studiować teorię asertywności.
Witam