O życzliwości przed świętami słów kilka …

Temat życzliwości „chodzi za mną” od dawna. Pracuję od kilku lat z chorymi, nieraz bardzo samotnymi, młodszymi i starszymi ode mnie pacjentami.

Obserwuję, jak oni zachowują się na początku naszej współpracy. Lubią być często roszczeniowi, lubią trochę popyskować i pokazać „kto tu rządzi”. Nieraz są nieprzyjemni, gdyż myślą, że w ten sposób będą uważani za silnych, odważnych i twardych, nieprzystępnych.

A tak naprawdę właśnie ci, co z zewnątrz są nieprzyjemni, „pyskliwi” i roszczeniowi, potrzebują ludzkiej życzliwości. Do takich wniosków doszłam. Nie wiem, czy też tak uważacie. Opiekunki, które są życzliwe i przyjemne w rozmowie, ale umieją postawić jasną granicę w pracy, wygrywają na dłuższą metę.

Idę do przychodni. Chcę umówić moją pacjentkę do lekarza rodzinnego. Staję w kolejce do rejestracji. Są dwie pielęgniarki w podobnym wieku. Do jednej jest dłuższa kolejka, do drugiej krótsza. Jeden z panów przepuszcza mnie uprzejmie do pani, do której jest o wiele krótsza kolejka. Dziwię się, ale idę do tej pani uśmiechając się. Po pierwszych słowach i jednej odpowiedzi tej pani już wiem, dlaczego nikt nie chce się u niej rejestrować. Pani pielęgniarka jest nieuprzejma, jakby dziś „wstała lewą nogą”. Okazuje się, że ta pani prawdopodobnie codziennie „wstaje lewą nogą”, bo zawsze jest nieżyczliwa i nieuprzejma. Nie lubi swojej pracy? Nie lubi pacjentów? Nie lubi siebie?

Ta druga pielęgniarka z uśmiechem wita każdego, pomaga i jest po prostu, po ludzku, życzliwa. Ma więcej pracy, gdyż ma więcej pacjentów, ale widać, że lubi swoją pracę i lubi siebie. Promienieje. Jej zdarzają się też pacjenci nieżyczliwi i nieuprzejmi, ale widzę, że ona sobie radzi. Stawia granice. Mówi krótko; ”Proszę się uspokoić”, „Proszę poczekać”, „Więcej w tej chwili nie mogę dla Pani/Pana zrobić”, „Przykro mi, że musi Pani tyle czekać, ale dzisiaj jest dużo pacjentów”. Ta życzliwa pielęgniarka wymaga nie tylko od pacjentów, wymaga też od siebie.

Obserwuję lekarzy. Ten, który życzliwie i cierpliwie wyjaśni, co dolega pacjentowi, jest „bardziej oblegany” przez innych pacjentów i ich rodziny. A ten lekarz, który jest opryskliwy i wciąż burczy, ma więcej spokoju (pozornego), mniej pracy i mniej pacjentów. Czy na tym wygrywa bardziej niż ten życzliwy? Nie sądzę. Bo jak potem czuje się sam ze sobą?

Obserwuję kelnerki. Ta, która z uśmiechem wita klientów, doradzi i poleci danie, ta dostanie większy napiwek i życzliwość klientów. Powiecie, że zdarzy się jej mimo wszystko nieuprzejmy klient. No zdarzy się. I jeszcze lepiej, ten nieuprzejmy klient przyjdzie znów do tej restauracji i wybierze tę życzliwą kelnerkę a nie kelnerkę podobną do niego, czyli też nieuprzejmą i opryskliwą.

Obserwuję nauczycieli. Nauczyciel, który wymaga nie tylko od uczniów, ale też od siebie, ma poważanie. Przygotowuje się do lekcji i interesująco te lekcje prowadzi. Ten, który szuka rozwiązań, gdy ma problem z klasą ze spokojem, życzliwością i rozwagą, radzi sobie lepiej, niż ten, który walczy z klasą, na agresję reaguje agresją, nie wytrzymuje i wyzywa uczniów i ich nie szanuje. Ten ambitniejszy ma więcej pracy, bo często przygotowuje jeszcze okolicznościowe apele i przygotowuje uczniów do konkursów. Nie można być za „miękkim’ i pozwalać uczniom na wszystko. Trzeba umieć stawiać granice, wtedy uczniowie doskonale wiedzą, co wolno a co nie. Częściej wspomina się tego ambitniejszego nauczyciela, u którego był porządek na lekcji, który nauczył, przygotował i zainteresował tematem.

Moje pacjentki uważane są za trudne pod względem charakteru. W pierwszych dniach naszej współpracy chciały pokazać, że górują w relacjach. Ja robiłam swoje. Obserwowałam. Co nie znaczy, że „dałam sobie wejść na głowę”. Pracowałam ze spokojem. Nieraz potrzeba więcej czasu na dogadanie się z pacjentem niż kilka dni. Ścierają się dwa charaktery: mój i pacjenta. Poznaję pacjenta, jego rodzinę, jego relacje oraz jego życie. To, że lubię rozmawiać i „łapię” szybki kontakt z pacjentem, ułatwia mi pracę.

Nie wiem jakim sposobem relacje normalnieją po jakimś czasie. Na początku swojej pracy w tej branży, gdy pacjent reagował agresywnie słownie, ja też tak reagowałam. Relacje były kiepskie między nami. Atmosfera ciężka. Nie potrafiliśmy ze sobą spokojnie porozmawiać. Nie lubię tak pracować. Dzwoniłam do koleżanek, relacjonowałam i jeszcze bardziej się „nakręcałam”. Wciąż uczę się rozmawiać z pacjentami, o tym co nas boli w naszych relacjach i jak możemy to zmienić. „Zmieniamy to czy się rozstajemy” – pytam. Często pacjenci po rozmowie już nie są tacy „ostrzy”, łagodnieją, zwierzają się, potrzebują życzliwości i uwagi. Nieraz się otwierają, wspominają przeszłość, potrzebują rady. Oczywiście nie zawsze tak jest. Przezwyciężam strach przed trudną rozmową i próbuję wszelkimi sposobami.

Mam takie wrażenie, że nam się często wydaje, że jak pokażemy „kto tu rządzi”, każemy się sobie podporządkować, wprowadzimy swoje zasady, bez kompromisów, to będziemy czuli się dobrze. Wydaje mi się, że tak nie jest. Zmieniamy wciąż miejsca pracy oraz pacjentów i nie czujemy się dobrze. Zastanawiamy się, gdzie tkwi błąd.

Pacjentka wcale nie chce iść do lekarza z opiekunką, która ciągle o coś robi raban i się wykłóca. Woli iść ze zrównoważoną opiekunką, która spokojnie i z życzliwością do drugiego człowieka, wszystko załatwi.

Nie potrafię pracować walcząc z pacjentem. Bo jak się walczy, to ktoś wygrywa i ktoś przegrywa. Nie o to tu chodzi. Wolę dogadywać się niż walczyć. To jest trudna sztuka, ale warto próbować. Rzeczy, na które nie mamy wpływu, których nie możemy zmienić, warto „olać” a zabrać się za rzeczy, które zależą od nas.

Takie podejście przekłada się na moje życie prywatne. Wolę teraz spotykać się z osobami „pięknymi wewnętrznie”, czyli życzliwymi a przy tym ciekawymi, mającymi własne zainteresowania i rozwijającymi się ludźmi. Stronię od wiecznie narzekających, plotkujących, roszczeniowych i widzących tylko czarne strony życia. Nie interesuje mnie, że ktoś komuś „dowalił” słownie i, że ktoś z kimś wygrał. Takie rozmowy mnie bardzo męczą. Ten chory i cierpiący też może być ciekawy wewnętrznie, z którym warto porozmawiać.

Podczas świąt mamy okazję do wielu rozmów. To, jakie będą te rozmowy, zależy wyłącznie od nas.

Ten tekst jest skutkiem moich adwentowych przemyśleń i wcześniejszych obserwacji. Pozdrawiam Was z życzliwością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.