Jest czwartek i mój ostatni pełny dzień pracy z C., chorą na stwardnienie rozsiane. O niej pisze tutaj.
O 4.55 obudził mnie jej dzwonek. Zwlekam się z łóżka, bo zasnęłam dziś dopiero ok. 2.00. Nie mogłam zasnąć. C. chyba też źle spała, bo słyszałam, jak włącza i wyłącza radio. Naciągam bluzę i z niepokojem „lecę” do jej sypialni. Rzadko C. budzi mnie o tej porze. Oby się nic nie stało, myślę w przelocie, bo przecież jutro w południe kończę dyżur.
Wchodzę. C. leży w łóżku. Uff. To dobrze. Kilka razy C. przewróciła się w ubiegłym roku i trochę się poobijała. C. mówi, że czuje, że się zmoczyła i chce do łazienki. Oglądam piżamę, pieluchę. Sucho. Ale nic. C. mimo wszystko chce do łazienki. W łazience, mimo że spodnie od piżamy są suche, ona przekonuje, że są mokre, więc je przebieram. Nie chcę się z nią kłócić i od rana przekonywać ją o swojej racji. Przekonałam ją tylko, by wróciła do łóżka. Jest po 5-tej. Kładę się, ale sen już nie przychodzi. Czytaj dalej