Ja … Marta. Przecież Jestem

Marta jakby nieobecna. Siedząc na swoim wózku inwalidzkim wpatruje się w okno. Lubi to. Ale nie obserwuje otoczenia. Ja wiem, że znowu jest w swoich myślach. Widzę to po jej pogłębiającej się zmarszczce na jej czole. Martwi ją sytuacja covidowa. Wie, że jej odporność jest mniejsza, że musi o siebie dbać jeszcze bardziej.

Zaczęła opowieść:

Ona, od urodzenia z niepełnosprawnością fizyczną. Od 60 lat nie rozstaje się z wózkiem inwalidzkim. Urodziła się przedwcześnie z niewykształconym biodrem. „Taki pech” – mówi. „Taki los.”

Nigdy nie stanęła na własnych nogach. Nigdy nie poczuła, jak to jest CHODZIĆ. Tak po prostu CHODZIĆ …

w butach …,

boso w piaskownicy …

boso po trawie … .

Nie świętowano jej pierwszych kroków … .

Nigdy nie poczuła jak to jest TAŃCZYĆ

na własnych nogach w rytm muzyki …

przytulona do partnera.

Nigdy nie poczuła, jak to jest BIEGAĆ. Przemierzać kilometry czując wiatr we włosach.

Nigdy nie poczuła, jak to jest być samemu, tak zupełnie samemu w domu, bez nikogo, bez niczyjej pomocy. Potrzebuje wsparcia w czynnościach życia codziennego drugiej osoby: wcześniej mamy czy brata, teraz asystenta czy partnera.

….

Marta ma starszego o rok brata. On jest zdrowy. Po roku od urodzenia Marty jej tata nie wytrzymał napięcia, odszedł. Do dzisiaj Marta nie ma z nim kontaktu. Czy żałuje? Jeszcze tego nie wie.

Mama wychowała sama dwójkę dzieci, w tym jedno, ją, z niepełnosprawnością fizyczną. Marta od zawsze pamięta, że mama była nerwowa, wiecznie smutna i zapracowana. Marta wie teraz, że mamę przerosła sytuacja. Nie radziła sobie. Może była w wiecznej depresji?

Wtedy tego nie wiedziała i nie rozumiała tego, bo ona póki dzieci nie zaczęły jej wytykać palcami na placu zabaw, myślała, że oprócz tego, że nie może chodzić i biegać, może robić wiele różnych rzeczy.

W wieku 7 lat trafiła do szkoły tzw. specjalnej, gdzie większość dzieci była z niepełnosprawnością umysłową. Takie czasy. Wtedy nie było klas integracyjnych w powszechnej szkole.  Czuła się wykluczona i samotna, gdyż w jej klasie tylko ona poruszała się na wózku. Uczyła się bardzo dobrze. To też nie było dobre dla rówieśników. Dokuczali jej. Nazywali „Kujonką”. A ją to tak bardzo polało.Zaczęła dużo jeść. Czym więcej jadła, tym bardziej mama narzekała, gdyż przybywało jej kilogramów i mamie ciężko było, transferować ją z wózka do łóżka i z łóżka na wózek.

Sama Marta wspomina, że od tego momentu życie zaczęło być dla niej ciężkie. Przez swoje dodatkowe kilogramy samej było jej ciężko przesiąść się na toaletę i wykonywać codzienne czynności pielęgnacyjne.

Stała się problemem. Jednym wielkim problemem. Tak to czuła.

Gdy Marta skończyła 18 lat postanowiła (jako dorosła już mogła), że zamieszka w domu opieki. Nie wie teraz dlaczego taką decyzję podjęła. Wtedy nie dogadywała się z mamą. Poznała przyjaciela, który stał się jej chłopakiem. Mama go nie akceptowała. „Wykorzysta Cię i porzuci. Zobaczysz” – mawiała. On był pełnosprawny, tylko lekko opóźniony w rozwoju.

W domu opieki nie było jej dobrze. Tam było dużo starszych osób. Co prawda miała swój pokój, ale widok starszych schorowanych osób, nieraz krzyki, przerażały ją. Z dnia na dzień traciła siłę i chęć do życia. Miała trudności z koncentracją. Pogorszyła jej się pamięć. Z mamą nie miała kontaktu. Chłopak rzadko ją odwiedzał. Po kilku tygodniach targnęła się na życie. Nie udało się jej. Odratowali ją. Mama w jej rzeczach osobistych znalazła jej pamiętnik, w którym pisała wiersze. Były smutne, czasem przerażające. Mama nie rozumiała. „Przecież masz tak dużo. Moją opiekę. Brata. Rodzinę”. Po próbie samobójczej zaczęła rozmawiać z jedną z opiekunek.

Marta miała też babcię, która nieraz trzymała ją przy życiu. Babcia bardzo ją kochała, ale mieszkała daleko i sama miała problemy zdrowotne. Wie, że babcia kochała ją nad życie. Mówiła, że życie mimo trudności jest dobre. Mówiła, żeby nie szukać wartości w rzeczach materialnych, że to ona jest wartościowa i wyjątkowa. Tak samo mawiała opiekunka w domu opieki. Marta nie chciała w to wierzyć. Jak wartościowa …., jak wyjątkowa…?!

Powoli z pomocą opiekunki i telefonicznych rozmów z ukochaną babcią Marta wyszła na prostą. Była w kontakcie z psychologiem. Brała leki przeciwdepresyjne.

Skończyła szkołę. Załatwiła sobie mieszkanie. Pomógł jej w tym urząd socjalny w Niemczech. Poznała partnera. Pełnosprawnego. Skończyła następną szkołę. Zdobyła wykształcenie, dzięki któremu mogła pracować w biurze. Wyszła za mąż. Mamy Marty nie było na ślubie. Nie pogodziła się z wyprowadzką Marty i była przeciw jej małżeństwu. Pogniewała się. Po latach Marta dowiedziała się, że mama od czasu jej urodzenia pomagała sobie alkoholem. Piła w ukryciu. Tak radziła sobie ze stresem i problemami. Nikt prawie nie wiedział. Z ojcem nie miała kontaktu od dziecka.

Marta urodziła dziecko, dziewczynkę. Bardzo się z tego cieszyła. Urodzenie dziecka w jej przypadku było podwójnie trudne. Bardzo się bała, że coś pójdzie nie tak. Udało się. Córka do dzisiaj jest w pełni zdrowa. „To był cud”-mówi. Gdy było jej trudno i nieraz leżała bez siły w łóżku, przychodziły, jakby z zaświatów, słowa babci „Jesteś mądra, wartościowa, wyjątkowa”. To był dobry okres w jej życiu.

A później najpierw zmarła jej babcia, potem mąż ją zostawił. Rozwiedli się. On chciał jej odebrać córkę. Wygrała. Córkę mogła mieć przy sobie. Potem znowu depresja. Ale ona walczyła i miała kontakt z psychologiem. Nieregularny, ale miała. Dzięki Bogu, jak mówi.

Wystarała się o tak zwany budżet personalny na zatrudnienie asystentów, którzy pomagali jej w codziennych obowiązkach.

Marta ma teraz 60 lat. Nie pracuje, bo stan zdrowia od dawna jej na to nie pozwala. Ma rentę. Z córką ma dobry kontakt.

Mama Marty niedawno zmarła. Miała wylew a potem zapadła w śpiączkę. Nie pożegnały się. Ze względu na obostrzenia sanitarne w szpitalu, Marta nie mogła jej odwiedzić.  Mówi: „Tak pewnie musiało być”. Czy wybaczyła mamie? Jeszcze tego nie wie.

Marta jest nieraz nerwowa, nieraz wybuchowa, nieraz wewnętrznie się zamyka, nieraz mam wrażenie, że wewnętrznie walczy. Mówi, że nie wie, co w nią nieraz wstępuje. Wybucha, potem przeprasza.

Czułam to podświadomie, że pod maską niedostępnej, nieraz nieprzyjemnej osoby, kryje się wrażliwe wnętrze Marty.

Z pozdrowieniami

Krysia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.