Pewnego dnia, pracując z osobami starszymi. postanowiłam, że sprawdzę, czy mogę pracować z osobami niepełnosprawnymi fizycznie w Niemczech. Nie wiedziałam, czy potrzebuję odpowiedniego wykształcenia, czy mam odpowiednie kwalifikacje, czy moje studia ukończone w Polsce pozwolą mi otrzymać taką pracę.
Wszystkiego dowiedziałam się przez internet oraz zagadując pewnego niepełnosprawnego, który korzysta od lat z tzw. budżetu personalnego w Niemczech i który ma od 20 lat jednego stałego asystenta (tak nazywa się profesjonalnie nasze stanowisko pracy), jak się okazało Polaka. On jest pracodawcą a kolega jest pracownikiem.
Asystenci zastępują niepełnosprawnemu nogi, czasem ręce wykonując podstawowe czynności pielęgnacyjne i domowe. Spędzają z nimi czas, zawożą do pracy, nieraz pomagają im w pracy zawodowej, idą do lekarza, kina, teatru, w odwiedziny do rodziny. Osoby niepełnosprawne nie są w większości osobami chorymi, tylko są ograniczeni ruchowo, dlatego my nie jesteśmy ich opiekunami, tylko asystentami. O różnicy między asystentem osoby niepełnosprawnej a opiekunem osoby starszej napisałam tutaj. Osobisty budżet, jaki dostają osoby niepełnosprawne w Niemczech pozwala im na samodzielne życie bez pomocy rodziny oraz na samodzielne mieszkanie.
Postanowiłam zatrudnić się w jednej z firm niemieckich. Ku mojemu zdziwieniu nie musiałam mieć ukończonej pedagogiki specjalnej lub opiekuńczo-wychowawczej. Okazało się, że moje zawodowe doświadczenie w Polsce, praca z osobami starszymi w Niemczech, dobre referencje i znajomość języka niemieckiego umożliwiły mi podjęcie pracy z osobami niepełnosprawnymi. W późniejszym terminie musiałam ukończyć tzw. kurs bazowy.
Idąc pierwszy dzień do pracy sądziłam, że będzie mi ciężko bez przygotowania. Miałam tylko kilka godzin wdrożenia. Sądziłam też, że z takimi osobami pracują ludzie z wrażliwością, empatią, wielkim sercem i Ci, którzy lubią swoją pracę. Tyle się słyszało o Niemcach, że są tacy punktualni, zorganizowani, a jakież było moje rozczarowanie, gdy poobserwowałam ich w pracy. Firma, w której pracowałam miała około 50 pacjentów i około 100 pracowników. Niepełnosprawni mieszkali w swoich domach a do pomocy przychodzili asystenci na kilka godzin w ciągu dnia, na 8 godzin, 12 godzin i 24 godziny, w zależności od potrzeb i stopnia niepełnosprawności. Niektórzy z pacjentów pracowali zawodowo, niektórzy z nich studiowali, niektórzy siedzieli w swoich domach.
Rozczarowałam się, gdyż po pierwsze duży procent asystentów pracowało, bo musiało, a nie chciało. „Odwalali swoją pracę” stojąc najczęściej na balkonie lub przed blokiem, w którym pracowali, paląc papierosy lub zajmując się plotkami, zamiast pracą.
Plotkowanie na temat podopiecznych oraz wyrażanie się o nich niepochlebnie i lekceważąco było rażące i na „porządku dziennym”. Plotkowali jedni na drugich. Poradziłam sobie w tej pracy i radzę nadal, już w innej firmie. Przyzwyczaiłam się już do współpracowników. Widać od razu, kto wykonuje tę pracę z satysfakcją a kto ją „odwala”. Niepełnosprawni też to wyczuwają. Wyczuwają również irytację czy niezadowolenie z wykonywanej przez asystentów pracy. Tutaj potrzebne jest zrozumienie sytuacji niepełnosprawnego, zrozumienie, że oni stanowią o swoim życiu, gdyż są sprawni umysłowo. Nie możemy traktować ich jak dzieci i za nich podejmować decyzji lub narzucać im własny tryb dnia i mówić, jak mają spędzać czas i jak żyć.
Tylko niektórzy asystenci pracują w tej branży „z sercem”, z powołania i widać, że lubią swoją pracę. Firma robiła co mogła. Szkoliła, doradzała, upominała. Ale tak, jak teraz brakuje pracowników na polskim rynku pracy, tak brakuje pracowników na niemieckim rynku, zwłaszcza w branży opiekuńczej.
Zdziwiłam się też, że w firmie nie ma zatrudnionego psychologa. Chociaż na kilka godzin raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie. Niepełnosprawni potrzebują pomocy psychologicznej i asystenci też. To nie jest łatwa praca. To jest praca wymagająca.
Rozczarowałam się też, bo Ci Niemcy nie byli punktualni. Niektórzy notorycznie spóźniali się do pracy. Mit „padł”.
Pozdrawiam serdecznie